21 maja 2014

Aoiha (Aoi x Uruha) 「Serce nie sługa - Serce dla sługi」 Part.3

***

[Aoi]

Następnego dnia z rana, byłem już przygotowany na spotkanie z porywaczami.

Zamykałem właśnie walizkę, po uprzednim przeliczeniu kwoty jej zawartości. Okrągłe 100,000,000 yen okupu za Panicza.

Westchnąłem cicho, wieszając na swej szyi wisiorek, należący do Kou. Przymknąłem na chwilę oczy, wyobrażając sobie, co ci dranie zdążyli już zrobić mojemu podopiecznemu. Uchyliłem powieki wściekły, że być może zrobili mu już to, co najgorsze. Szybko jednak odgoniłem od siebie te myśli, energicznie potrząsając głową.

Ojciec szatyna spoglądał na mnie w ciszy. Uśmiechnął się tajemniczo i przerywając moją chwilową zadumę, powiedział:

- Yuu... - zaczął.

- Tak, Takashima-sama?

- Proszę cię, daruj sobie te formalności - zachichotał.

- Dobrze, Takashima-sa...proszę wybaczyć - odparłem, zmieszany.

- Może kiedyś się przełamiesz, a teraz niech tak już lepiej zostanie - skwitował - Chciałem tylko...idziesz sam po swojego Panicza, więc uważaj - zerknąłem na niego niezrozumiale - Nie udawaj głupka, Yuu - wypalił.

- N-Nie wiem, o co chodzi, Takashima-sama.

- Wystarczy, że ja wiem - zauważył - Wiem, jak patrzysz na Kouyou i zapewne, on także cię lubi.

Zamarłem na te słowa, bo...jak mógł się zorientować? Przecież, nigdy nie dałem nikomu żadnych powodów, by się o tym, w najbliższej przyszłości, ktokolwiek dowiedział.

- To urocze, ale wybacz...na razie nie życzę sobie jakichś publicznych pokazów i tym podobnych. Niech się najpierw ta sytuacja wyjaśni - spojrzał na mnie przyjaźnie.

- Ależ, oczywiście - odpowiedziałem drżącym głosem.

- Później możecie sobie robić, co chcecie.

- Dziękuję, Takashima-sama.

- W takim razie, powodzenia i uważaj na siebie - poklepał mnie lekko po ramieniu.

- Jeszcze raz, dziękuję - to mówiąc, chwyciłem za walizkę, ruszając w stronę drzwi.

Opuściłem gabinet z uśmiechem na ustach. W życiu nie spodziewałbym się akceptacji ze strony ojca Kou. Cieszyło mnie to, że jednak tak się stało.
Pozostało mi jedynie odnaleźć mojego Panicza [...]

***

[Uruha]

Udawałem, że śpię. Nie chciałem, by ten zboczeniec coś mi znowu zrobił. Jedyną opcją było leżenie i robienie z niego głupka.

Wzdrygnąłem się niezauważenie, czując obok jakiś ruch, a potem, czyjeś usta na swoich.
Wystraszony, momentalnie rozszerzyłem oczy, widząc przed sobą Rukiego. Zrobiło mi się niedobrze na sam odór tytoniu, czy też innego zielska.

- Podobało się, suko? - przejechał językiem po moim policzku - Chcesz więcej? - zapytał ironicznie.

- Ruki, do cholery!! - usłyszałem krzyk kolesia z opaską na nosie.

- Czego?! - odburknął mu niższy, nie zaszczycając starszego nawet spojrzeniem.

- Ile razy mam powtarzać, że masz go już w końcu zostawić?! - upominał szef całej tej, pseudo, bandy.

- Ale ja nic przecież nie robię! - wymigiwał się.

- Nie...wcale!! - prychnął Reita.

- Dobra, już nie będę - udał skruchę.

- Wypad mi stąd i przestań to w końcu powtarzać, bo zaraz naprawdę się wkurwię i pożałujesz, że mi się stawiasz, Matsumoto - zagroził szmaciarz.

- Jeszcze nic nie zrobiłem - tłumaczył Ruki.

- A kto wieczorem wpychał mu jęzor do gęby i kazał zrobić sobie loda?! Kto o pierwszej w nocy próbował go znowu obmacywać?! I kto, się, kurwa, pytam, o piątej nad ranem próbował ściągnąć dzieciakowi spodnie?! - wyliczał wkurzony - Ruki, czy ty chcesz mnie pogrążyć?! - warknął na młodszego.

- Nie rozkazuj mi, Suzuki!! Najlepiej, to się wypchaj!! - wstał z podłogi i poszedł w tylko sobie znanym kierunku.

- Jak będziesz grzeczny, nic więcej ci się nie stanie - skwitował Akira, spoglądając na mnie i również wychodząc.

Po chwili ujrzałem w progu chłopaka, przez którego trafiłem do tej przeklętej nory.
Byłem zły na siebie za swoją własną głupotę, bo dałem się nabrać jakiemuś idiocie.
Spojrzałem na niego złowrogo. Wyglądał, jakby żałował swego czynu.

- Czego chcesz?! - warknąłem ze złością.

- Wybacz... - szepnął, podchodząc do mnie z małą tacką - Nie jadłeś od wczoraj, co nie? - zapytał, stawiając wszystko na podłodze, jak dla psa.

Patrzyłem z dystansem na miskę, w której znajdowało się coś na kształt zupy pomidorowej i w tym momencie usłyszałem burczenie własnego żołądka.
Brunet rozwiązał mi ręce, a ja, wręcz rzuciłem się na naczynie, pochłaniając od razu niemal połowę jego zawartości.

- Przepraszam... - bąknął chłopak.

- Wielkie dzięki - prychnąłem, odstawiając talerz.

- Ja...ja n-nie chciałem...oni...o-oni mnie do tego z-zmusili - zaczął, roztrzęsionym głosem - G-Grozili mi i m-mojej rodzinie...ja...j-ja m-musiałem - wychlipał.

Spojrzałem na niego z lekkim niedowierzaniem, próbując przetrawić informację.

- Dlaczego? Czemu, kurwa, akurat ja?! - wykrzyczałem.

- Pytasz, dlaczego...to proste - skwitował - Chodzi im tylko o kasę, a przy okazji...przy okazji o to, by się trochę zabawić - wyjaśnił.

- To może...skoro chodzi o hajs, wypuść mnie - jęknąłem błagalnie - Zapłacę każdą cenę, tylko...tylko wypuść mnie już wreszcie - rzuciłem pierwsze, co mi przyszło na myśl.

- Nie chcę od ciebie pieniędzy, a ty...masz teraz dobrą okazję, by uciec - zauważył.

- Akurat...zwłaszcza, z tymi związanymi nogami - parsknąłem sarkastycznie - Na pewno daleko bym zaszedł.

- Racja...poczekaj chwilę - wstał i sprawdził, czy nikogo nie ma w pobliżu - Dobra, pusto - dodał pewnie.

Wrócił do mnie, próbując odwiązać supeł z mych nóg.

- Dlaczego teraz chcesz mi pomóc? - zagadnąłem, zapodając jakikolwiek temat do rozmowy.

- Bo nie zasługujesz na to, co robią te przeklęte dranie. Poza tym...jestem przeciwny gwałtom i tym podobnym - odparł.

- Dzięki - wysiliłem się na lekki uśmiech - Wiesz... - westchnąłem, przyglądając się mu dokładniej - Przypominasz mi kogoś, kogo dobrze znam.

- Możliwe...mam starszego o dwa lata kuzyna, który też mieszka w Tokio i podobno pracuje gdzieś, jako lokaj - sprostował.

- Lokaj...A-Aoi?! - pisnąłem - To znaczy, Yuu...Shiroyama Yuu?!

- Skąd znasz Yuu?

- Tak...to mój lokaj - uśmiechnąłem się na myśl o moim czarnowłosym przyjacielu?

Czy mogłem go jeszcze uważać za przyjaciela po tym, jak się ostatnio zachowywałem?

- Ma się chociaż dobrze? - zapytał nagle, zainteresowany.

- Oczywiście, że tak...przecież jest moim lokajem, więc musi mieć się dobrze - powiedziałem w wyższością - Pomóż mi...proszę - dodałem po chwili.

Nim brunet zrobił cokolwiek, by mnie uwolnić, za nami rozległ się głos Rukiego:

- Co to za pogaduchy? Kai, dlaczego on jest rozwiązany?! - warknął kurdupel, jak go zwykłem, w myślach, nazywać - Jeszcze nam zwieje, czy coś. Taki jesteś naiwny, Yutaka?! Wiedziałem, że nawalisz, a nie możemy sobie na to pozwolić, bo potrzebujemy kasy. Kumasz...KASY!! - wydarł się, akcentując dosadnie ostatnie słowo.

- A jak miał jeść? Karmić go miałem? - zdziwił się kuzyn Shiroyamy.

- A kto powiedział, że w ogóle ma jeść?

- Jesteś bez serca, Matsumoto - zauważył brunet.

- Nie twój zasrany interes, Tanabe! - wysyczał zły.

- Przestań, Ruki...dość tego!! - odezwał się Reita, wchodzący do pomieszczenia.

- Nie wtrącaj się, Suzuki! - ponownie warknął blondyn.

- Bo inaczej pogadamy, jeśli tak bardzo ci się nudzi - uprzedził Akira.

- Mam cię dość, Reita!! Ciągle mną dyrygujesz! Pamiętaj, że to porwanie to był też mój pomysł i kasa miała być dla nas po równo - wykłócał się niższy.

- Zamknij mordę, Takanori!! To ja mam już dosyć tego twojego ciągłego marudzenia! Jak ci się coś nie podoba...wypierdalaj!! Droga wolna, ale wtedy nie dostaniesz ani grosza!

W ciszy słuchałem wymiany zdań pomiędzy, zdawało by się, przyjaciółmi. Nie mogłem uwierzyć, że też tacy ludzie żyją na tym świecie.
Próbowałem, ostatkiem sił, podnieść się na nogi tak, by nie zostać zauważonym. Niestety, na marne.

- Dokąd to się panienka wybiera? - sarknął Suzuki, przerywając swą konwersację z kumplem.

- Wypuść mnie, szmaciarzu!! - wypaliłem pierwsze, co mi ślina na język przyniosła i zaraz pożałowałem swych słów.

Podszedł szybkim krokiem, kopiąc mnie z całym impetem po brzuchu.
Skuliłem się z bólu, czując, napływające do mych oczu, łzy.

- Radzę ci się nie stawiać, bo nie dotrzesz do domu w jednym kawałku, to ci mogę zagwarantować, a ty... - spojrzał groźnie na Tanabe - Ty nawet nie próbuj mu pomagać, bo cię zabiję!

Zwinąłem się w kłębek, podkurczając nogi pod brodę.

Ile jeszcze wytrzymam?
Aoi, błagam...
Boże, jeśli istniejesz...ratuj mnie, proszę...

Modliłem się w myślach, czekając na zbawienie [...]

***

[Aoi]

Prawie dotarłem na miejsce. Upewniwszy się, że nikt za mną nie idzie, ruszyłem wolnym krokiem w, wyznaczone przez porywaczy, miejsce.
Rzeczywiście, był to stary, opuszczony bar. Otworzyłem drzwi, niemal wbiegając do środka. W magazynie ukazały mi się sylwetki czterech mężczyzn, z czego jedną poznałem od razu.

Spojrzałem wyzywająco na dwóch, znajomych, blondynów. Kątem oka dostrzegłem bruneta, nie daleko Kou.

Był nim mój kuzyn?

Nie możliwe, żeby aż tak się stoczył. Zresztą, coś mi nie pasowało w jego zachowaniu. Był dziwnie wystraszony. Czyżby i jego porwali?

Zastanawiałem się przez chwilę, szybko jednak odzyskując rezon i przystępując do wykonania, zaplanowanego wcześniej, zadania.

- Czego tu szukasz, Shiroyama? - usłyszałem nieprzyjemny głos, należący do Reity.

- O to samo mógłbym zapytać was - otaksowałem wzrokiem, słynny w świecie przestępczym, duet - Suzuki Akira i Matsumoto Takanori - powiedziałem ironicznie.

- Czego chcesz?! - warknął Ruki.

- Podobno ktoś tu zamawiał striptizera i podano mi dokładnie ten adres, więc...oto jestem - wyjaśniłem, rozkładając szeroko ręce i spoglądając na zszokowanych, moich byłych przyjaciół [...]

***

Witam ponownie!!

Za nami kolejna część 'SNS-SDS'.
Wcześniej przewidywałam cztery party, ale, jak to zwykle w życiu bywa, historia nieco się przedłużyła i będzie ich pięć.

Informuję, iż wiek bohaterów został celowo zaniżony na potrzeby opowiadania.

Do fanów Rukiego i Reity:

Wybaczcie, że zrobiłam z nich, tak zwane, czarne charaktery, ale musiałam ich tu przecież jakoś uwzględnić.
Obiecuję, że w przyszłości zrekompensuję Wam to jakimś cukierkowym Reituki.

Nie przedłużając, zapraszam już teraz na następny rozdział.
Pozdrawiam i do zobaczenia :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz