19 maja 2014

Aoiha (Aoi x Uruha) 「Serce nie sługa - Serce dla sługi」 Part.2

***

[Aoi]

Błąkałem się po domu, jak jakiś opętany. Byłem strasznie zaniepokojony. Stąpałem niespokojnie, a wszystko przez to, że nie widziałem Panicza już od około dwóch godzin. Wyszedł z rezydencji i przepadł, niczym kamień w wodę.

Zostałem wezwany przez Panią domu. Wszedłem pospiesznie do wielkiego pomieszczenia, wyglądem przypominającego salę balową.
Trwały przygotowania, gdyż wieczorem miało się odbyć przyjęcie z okazji dwudziestych piątych urodzin młodszego Takashimy.
Podszedłem do kobiety i ukłoniłem się, zawiadamiając ją tym samym o swoim przybyciu.

- Czy coś się stało, Pani? - zapytałem, grzecznie czekając na odpowiedź.

- Yuu...kochanie, czy mógłbyś przyprowadzić do mnie Kouyou? Chciałam, żeby wybrał kreację... - przerwałem kobiecie w połowie zdania.

- Proszę o wybaczenie, ale Panicza nie ma w rezydencji - odparłem, zgodnie z prawdą.

- Jak to, nie ma? - zdziwiła się - Dlaczego nikogo nie poinformował o tym, że gdzieś wychodzi?

- Nie wiem, Pani...gdzieś zniknął i nie mogę go znaleźć już od dwóch godzin - powiedziałem zrezygnowanym tonem.

Spojrzałem na rudowłosą, która zdawała się być zmartwiona. Zaczęła nad czymś intensywnie myśleć.

- Poszukaj jeszcze, dobrze?

- Oczywiście, powiadomię o postępach - ponownie, tego dnia, ukłoniłem się i odszedłem.

Gdy tylko minąłem próg drzwi, zacząłem biec w poszukiwaniu mojego Panicza [...]

***

*Dwie godziny wcześniej*

[Uruha]

Spacerowałem po obrzeżach posesji. Chodziłem po ogrodzie z błogim uśmiechem. Pogoda była piękna. Promienie słońca delikatnie muskały moją twarz, a wiatr rozwiewał długie, brązowe włosy.
Nagle usłyszałem czyjś głos i odwróciłem się momentalnie, od razu lokalizując jego źródło.

- Ano, ty tam...przepraszam!! - krzyknął młody mężczyzna, stojący za ogrodzeniem.

Tak na oko, był gdzieś w moim wieku. Wyglądał na przyjazną i, raczej, spokojną osobę.

- Tak? - zapytałem, podchodząc do niego.

- Co za szczęście, że cię tutaj spotkałem - rzucił uradowany, ukazując urocze dołeczki w policzkach - Zgubiłem się i szukam drogi - wyjaśnił pokrótce.

- A gdzie konkretnie chciałeś się dostać? - zagadnąłem, wychodząc poza teren posesji na chodnik, zbliżając się do bruneta.

- Szukałem jednego sklepu, ale straciłem orientację i nie wiem dokładnie, gdzie teraz jestem - podrapał się z tyłu głowy, w geście zakłopotania.

- A co to miał być za sklep?

- Ze sprzętem muzycznym, bo chciałem kupić sobie nową perkusję - sprostował.

- No to prawie dobrze trafiłeś, bo akurat znajduje się on dokładnie ulicę stąd - skwitowałem - O tam - wskazałem na czerwony budynek za skrzyżowaniem, nie patrząc na chłopaka i to był mój, największy chyba w życiu, błąd.

Nim zdążyłem się obrócić, ktoś złapał mnie od tyłu, od razu wykręcając mi ręce. Zacząłem się wyrywać, kiedy poczułem zapach substancji, którą nasączona była chusteczka, znajdująca się na moim nosie i ustach. Momentalnie zrobiło mi się słabo. Powoli, wbrew własnej woli, zamknąłem oczy. Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętałem, nim upadłem i straciłem przytomność, był ten, dziwnie wystraszony, brunet oraz dwóch innych, nieznanych mi dotąd, kolesi [...]

***

*Teraz*

[Aoi]

Biegałem po ogrodzie, w tę w we w tę. Byłem już wyczerpany poszukiwaniami Panicza. Oddychałem niespokojnie, więc zatrzymałem się przy bramie, by chwilę odsapnąć. Uspokajając oddech, zerknąłem ukradkiem na chodnik za ogrodzeniem i nagle poczułem się tak, jakby moje serce na moment stanęło.
Leżał tam naszyjnik z gwiazdką.
Wyszedłem poza posesję, podnosząc zgubę. Spoglądałem na wisiorek, przypominając sobie, ku mojemu zaskoczeniu, jedną zabawną historię z przed wielu lat.

[...] Dziesięcioletni szatynek biegał po korytarzach hotelu. Brunet gonił za nim, prosząc o zatrzymanie się. Jak na życzenie, chłopiec stanął tuż przy kolorowym automacie i, zaciekawiony, patrzył na maszynę.

- Ano, Aoi...co to jest? - zapytał Kou, odwracając się szybko w stronę służącego.

- Automat, Kouyou - odpowiedział, a widząc niezrozumiałą minę młodszego, dodał - Wiesz...wrzucasz monetę i losujesz kolorową kulę, w której znajdziesz tajemniczą nagrodę.

Zafascynowany chłopiec przeszukał kieszenie i, wygrzebawszy z nich kilka monet, włożył jedną w otwór, a, ponieważ nic się nie działo, wrzucał kolejne drobniaki.

- Aoi...przez ten chwytak mi nie wychodzi - zauważył młodszy - Pomóż mi coś wylosować, proszę - jęknął, zrezygnowany.

Lokaj wrzucił monetę i ostrożnie wylosował kulkę, po chwili wyjmując ją z automatu. Podał zdobycz swojemu Paniczowi, a ten, zadowolony, otworzył ją, wyciągając ze środka naszyjnik z gwiazdką.

- Jaki fajny! - pisnął, szczęśliwy.

- Paniczu, posłuchaj...zawsze miej go na sobie, a jeśli coś by się kiedyś złego stało, zostaw wisiorek na miejscu zbrodni, dobrze? - to mówiąc, założył mu nagrodę na szyję.

- Dlaczego? Nie mogę go zatrzymać na zawsze? - zasmucił się Takashima.

- Nie, bo kiedy go zostawisz, wtedy będę wiedział, że stało się coś złego i muszę cię, za wszelką cenę, ratować - powiedział poważnym tonem, cmokając Kou w czółko - Obiecasz?

- Obiecuję, Yuu... [...]

Otrząsnąłem się z chwilowego letargu i, wchodząc z powrotem przez bramę, zauważyłem wystającą kartkę, nadzianą na słup przy płocie. Zdjąłem ją pospiesznie, otwierając i od razu czytając. Przestraszony, ruszyłem pędem w stronę posiadłości.
Szukałem chaotycznie kogokolwiek. Nagle, wybiegając zza rogu, wpadłem na jakiegoś kolesia. Oboje upadliśmy na ziemię, odbijając się od siebie.

- Przepraszam... - jęknąłem, podnosząc się i spoglądając na ów osobnika - T-Takashima-sama!!

- Spokojnie, Yuu...pali się gdzieś, czy co? - zaśmiał się, wstając na równe nogi.

- T-Takashima-sama!! Kou...to jest, Panicz...on... - urwałem, machając mężczyźnie kartką przed oczyma.

- Co to jest? List? - zapytał, biorąc ode mnie pogięty zwitek papieru, a dostrzegając moją minę, spoważniał - Chodźmy do mojego biura - powiedział na koniec.

Poddenerwowany, ruszyłem szybkim krokiem za Panem domu. Weszliśmy do gabinetu, zamykając drzwi po to, by nikt inny przypadkiem nie usłyszał naszej rozmowy. Starszy usiadł za biurkiem, czytając uważnie list:

'Mamy Twoją Ślicznotkę. Jeśli chcesz odzyskać szczeniaka, przyjdź sam do opuszczonego baru w dzielnicy Harajuku i przynieś okup w wysokości 100,000,000 yen.
Tylko bez żadnej policji, inaczej dzieciakowi się za to oberwie.
R&R'

- Co o tym myślisz? Żart jakiś, czy co? - zagadał po chwili.

- Nie sądzę...to... - pokazałem wisiorek - Panicz miał to dzisiaj na sobie...znalazłem go przy bramie - powiedziałem, zgodnie z prawdą.

- Rozumiem...tylko, kto to jest ten R&R? - myślał gorączkowo, rozmasowując swe skronie - Nie mów nic Pani, dobrze? - kiwnąłem tylko głową - Załatwimy to po cichu - skwitował.

- Tak jest, ale...Takashima-sama, nie może Pan tam iść samemu - zaprzeczyłem zamiarom pracodawcy.

- A mam jakieś inne wyjście? Muszę uratować syna! - zadecydował, zdenerwowany.

- Ja pójdę - rzuciłem poważnym tonem.

- Ale... - urwałem, nim wygłosił ciąg dalszy swojego monologu.

- Proszę mi pozwolić...nie dopuszczę do tego, aby ktoś skrzywdził mojego Panicza - uklęknąłem, ściskając wisiorek w dłoni - Oddałbym nawet własne życie tylko po to, aby uratować Kouyou.

- To dość ryzykowne, ale rzeczywiście...nie napisali dokładnie, kto ma przyjść z okupem - zauważył - Jesteś pewien, że chcesz iść? - spojrzał na mnie, a widząc w mych oczach zawziętość i złość, kierowaną do porywaczy, przytaknął - W takim razie idź i pamiętaj, że liczę na ciebie [...]

***

[Uruha]

Czując potworny ból głowy, powoli uchyliłem powieki. Rozejrzałem się na około i, przez wzgląd na konstrukcję pomieszczenia, określiłem, iż to jakiś stary, najprawdopodobniej opuszczony, magazyn. Chciałem, za wszelką cenę, ruszyć rękoma, ale te zostały czymś związane za moimi plecami.
Po chwili zauważyłem blondwłosego typka, idącego w moją stronę. Nie grzeszył wzrostem, jednak nie dałbym mu rady, będąc tak skrępowanym.

- Kurewka się obudziła? - wysyczał, łapiąc mnie boleśnie za podbródek i spoglądając mi w oczy.

- Czego wy, kurwa, ode mnie chcecie?! - warknąłem, wyrywając swą twarz z jego łap.

- A jak myślisz? - rzucił sarkastycznie - Czego byśmy mogli chcieć od kogoś takiego, jak ty? - udał, że się zastanawia - Oczywiste, że kasy - zaśmiał się szyderczo - Jesteś sporo wart, a w dodatku... - polizał mnie po policzku - Wiesz...wyglądasz jak te modelki na okładkach gazet, aż mam ochotę cię tu teraz wypieprzyć.

- Nie dotykaj mnie!! Brzydzę się tobą! - krzyczałem, odpychając go od siebie, związanymi ze sobą, nogami.

- Jakoś nie za bardzo mnie to obchodzi, wiesz? Lepiej bądź grzeczny, bo inaczej zrobię ci coś o wiele gorszego niż to, co mam aktualnie w planach - zagroził, ponownie ściskając mój podbródek.

- Zostaw go, Ruki! - warknął ktoś, wchodząc do pomieszczenia.

- Eeh...odbierasz mi całą frajdę, Reita - jęknął, odsuwając się ode mnie.

- Dobrze wiesz, że z kasy nici, jeśli dzieciak będzie w złym stanie - upomniał go blondyn z opaską na nosie.

- Wiem, ale nie mogę chociaż troszeczkę? - zapytał zagadkowo Ruki, jak to nazwał go wyższy chłopak.

- Zresztą...rób se, co chcesz, ale pamiętaj, że chodzi nam głównie o kasę - to mówiąc, machnął ręką lekceważąco i wyszedł, zostawiając nas samych.

- Co teraz powiesz, dziweczko?

Milczałem, nie chcąc pogorszyć swej, i tak beznadziejnej już, sytuacji.

- Skoro nie chcesz nic mówić, to i lepiej, więc...może się zabawimy? - polizał moją dolną wargę.

- Zostaw...proszę, nie rób mi tego - jęknąłem, czując powoli spływające łzy.

- Ty płaczesz? - parsknął zdziwiony, lecz zaraz ponownie zaczął się śmiać.

- Proszę...zostaw - powtórzyłem.

- Moja odpowiedź brzmi...NIE!! - wysyczał, uderzając mnie mocno w twarz - Zrobisz, co każę, inaczej pożałujesz.

Blondyn rozpiął spodnie i zdjął je z siebie razem z bielizną, stając przede mną w lekkim rozkroku.

- A teraz ssij - rzucił gorączkowo.

Przerażony, zacząłem panikować. Przełknąłem nerwowo ślinę, widząc ostrze, zbliżające się do mojej szyi.

- Ssij! - rozkazał - Albo cię zabiję, nie przejmując się nawet tym głupim Reitą - poczułem szarpnięcie za włosy.

Próbowałem się jakoś uchylić, ale jego stalowy uścisk mi na to nie pozwolił. Rozchylił moje usta palcami, wkładając w nie swojego, nabrzmiałego już,  członka, niemalże po same gardło.
Krztusiłem się, kiedy wykonywał chaotyczne pchnięcia, sprawiając mi tym ogromny ból tak, że nie mogłem złapać oddechu.
W końcu wytrysnął mi w usta, a ja odruchowo zacząłem się dławić.

- Zlizuj to, do cholery!! - ponownie podstawił mi członka pod nos.

Sponiewierany, zacząłem lizać powoli, uważając, by jeszcze bardziej mu nie podpaść.

- Szybciej, suko!! - posłusznie wykonywałem polecenia, aż skończyłem, po czym, po raz kolejny, uderzył mnie w twarz i rzucił, jak śmiecia, na ziemię - Kiepski jesteś w te klocki...żadna z tobą zabawa - stwierdził, poprawiając się i wychodząc.

Zostałem sam, brudny, wykorzystany i bez chęci do życia.

- A-Aoi...Yuu, r-ratuj...proszę... - wyszeptałem ze łzami w oczach, tracąc po chwili przytomność [...]

***

Witam ponownie, w drugiej już części 'SNS-SDS'.

Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że jest całe mnóstwo blogów o the GazettE i bardzo trudno się przebić z nowym pomysłem, jednak liczę na, sama do końca nie wiem, na co.

W każdym bądź razie, czekajcie cierpliwie na kolejny rozdział.

Pozdrawiam i do zobaczenia :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz