21 maja 2014

Aoiha (Aoi x Uruha) 「Serce nie sługa - Serce dla sługi」 Part.4

***

[Uruha]

Ostatkiem sił poderwałem głowę do góry, by upewnić się, że jednak nie mam żadnych omamów, a głos Yuu nie jest jedynie wytworem mojej wyobraźni.
Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, że ów przybyszem okazał się być właśnie Aoi.

- Shiroyama, striptizer...dobre sobie - parsknął śmiechem Ruki - Tylko wiesz...muszę cię rozczarować, ale my - wskazał na siebie i Reitę - My nikogo nie zamawialiśmy, więc...czego tu szukasz?! - warknął nieprzyjemnie.

Szczerze, ciekawiło mnie, skąd oni się znają i, dlaczego teraz tak się nienawidzą.

- Dostałem dokładne wytyczne, że zamawiano tutaj pokaz - upierał się dalej Yuu - Więc, z łaski swojej, dacie mi wykonać robotę i zaraz mnie nie ma - to mówiąc, zerknął ukradkiem w stronę moją i Tanabe.

Jego wzrok niby niczego nie zdradzał, ale wiem, że był równie przerażony, jak ja.

- Dobra...no to pokaż nam wszystkim, na co cię stać - prychnął Reita [...]

***

[Aoi]

Serce mi się krajało na widok Takashimy, siedzącego skulonego na brudnej podłodze.

Co te chuje mu zrobiły?

Biłem się w myślach ze sobą, próbując zachować spokój. Czułem na sobie baczne spojrzenia tych idiotów.
Bez zbędnych słów, wziąłem się za wykonywanie misji. Nie czując skrępowania, zacząłem rozpinać swoją białą marynarkę.

Na początku, kiedy pojawiłem się w magazynie, byłem wręcz pewien, że Kouyou zacznie wrzeszczeć na mój widok i błagać o pomoc, ale nic takiego się nie stało. Na całe szczęście, bo inaczej cały plan ratowania Panicza, spełzłby na niczym.

- Czekaj chwilę - rzucił nagle Ruki - Tam masz rurę - wskazał ręką na gruby, metalowy pręt, łączący podłogę z sufitem.

Nie dając nic po sobie poznać, poszedłem w wyznaczone miejsce.
Po chwili usłyszałem nastrojową muzykę, lecącą ze starych głośników, które pozostały po dawnym barze.
Przejechałem dłonią po rurze. Tak naprawdę, nie miałem w tym żadnego doświadczenia, dlatego postanowiłem improwizować.
Złapałem rękawiczkę zębami i zdjąłem ją powolnym ruchem. To samo zrobiłem z drugą. Odwróciłem się plecami do nich, do końca zsuwając górną część garnituru, lekko przy tym kręcąc biodrami. Otarłem się o pręt zmysłowo, zrzucając również kamizelkę. Oblizałem prowokująco wargi, wkładając do nich palec wskazujący i ssąc go przez chwilę.

Ruki był najwidoczniej zadowolony. Cały czas patrzył na pokaz z głupim uśmieszkiem, co i raz się prawie śliniąc.
Yutaka spoglądał na mnie z szokiem, tak samo Kou, który aż rozdziawił słodko buźkę na ten obrazek.

Rozpiąłem koszulę, podchodząc kocim krokiem w stronę Takanoriego. Ten, rozochocony, próbował przyciągnąć mnie do pocałunku. Biedak, nie zdążył, gdyż szybko ogłuszyłem go jednym ciosem, przez co leżał na ziemi, jak długi.
Zapiąłem pospiesznie koszulę, ruszając w stronę Takashimy i mojego kuzyna. W połowie drogi zatrzymał mnie Akira:

- Czego tak naprawdę tu szukasz?

- Oddaj mojego Panicza...nie chcę się z tobą tłuc, przez wzgląd na naszą dawną przyjaźń - sprostowałem.

- Bierz go sobie, Shiroyama - machnął ręką lekceważąco - Mało mnie ta twoja panienka obchodzi. Wiesz...chodziło mi tylko o hajs, ale teraz... - uciął, patrząc na mnie z ukosa - Zabierajcie się stąd i ty też, Tanabe - dodał, spoglądając na bruneta.

Wziąłem Kou ostrożnie na ręce tak, że nogami oplatał mój pas, trzymając mnie kurczowo za szyję.
Zerknąłem po raz ostatni na Reitę, podnoszącego z podłogi nieprzytomnego Rukiego  i, razem z kuzynem, opuściliśmy mury tej zawszonej speluny.

Po drodze zabrałem walizkę z pieniędzmi, ukrytą wcześniej przy kontenerach na śmieci. Podałem ją Yutace.

- Bierz - rzuciłem, tuląc nadal szatyna i trzymając go mocno w ramionach - Nie potrzebuję tego hajsu, a tobie bardziej się przyda - odparłem z uśmiechem.

- Jak ja mogę przyjąć od ciebie pieniądze po tym, co zrobiłem? - zapytał skruszonym głosem.

- Wierzę, że to na pewno była sprawka Reity i Rukiego i to oni cię zmusili do współpracy - stwierdziłem - Zbyt dobrze ich znam, żeby myśleć inaczej.

- Ano, Yuu...dziękuję.

- Nie ma za co, a teraz wracaj do domu, dopóki jeszcze mam do ciebie cierpliwość - zaśmiałem się - Jeszcze się spotkamy, kuzynku.

- Dziękuję i na razie.

Pożegnawszy się, każdy ruszył w swoim kierunku [...]

***

Szedłem już tak od jakichś dziesięciu minut, niosąc Kou w całkowitym milczeniu. Był cichy od samego początku i czułem, jak jego łzy moczą mi koszulę.
Postawiłem chłopaka na chodnik, patrząc na niego uważnie i czekając na jakiś odzew.

- A-Aoi? - wyszeptał.

- Tak, Paniczu?

- Dziękuję, bo...uratowałeś mnie - powiedział, szczęśliwy - Nie wiedziałem, że...no, że tańczysz na rurze - dokończył, rumieniąc się.

- Bo nie tańczę, a to tak jakoś wyszło - zachichotałem - Musiałem improwizować, żeby jakoś Panicza uratować.

- To było...to było nawet fajne - stwierdził nieśmiało.

- Musiałem zrobić cokolwiek, żeby cię uratować...Kouyou - szepnąłem jego imię mu wprost do ucha.

- Aoi...Ty!

- Tak?

- Powiedziałeś do mnie po imieniu - zauważył.

- Tak, Kouyou - przyznałem.

- Mów do mnie jeszcze, proszę - uśmiechnął się.

- Kouyou... - wyszeptałem cicho - Wszystkiego najlepszego, Kouyou...kocham cię - wyznałem, całując szatyna delikatnie w usta.

Był to gest delikatny, niczym muśnięcie skrzydeł motyla.
Nie chciałem być nachalny zwłaszcza, że nie wiedziałem, co zrobili mu tamci idioci.

- Kocham cię, Kouyou - powtórzyłem, a widząc ponownie łzy na twarzy Takashimy, przytuliłem go.

- Ja ciebie też kocham, Yuu... [...]

***

[Uruha]

- Jeszcze raz dziękuję ci za to, że mnie uratowałeś - powiedziałem, kiedy staliśmy już pod bramą posesji.

- Musiałem, bo jesteś dla mnie najważniejszy i nie wiem, co bym zrobił, gdybym cię stracił - przyznał, całując wierzch mej dłoni.

- Wierzyłem w ciebie od samego początku - odparłem, zauważając naszyjnik z gwiazdką na szyi bruneta.

Chłopak, widząc mój wzrok, już chciał zdjąć wisiorek, lecz go powstrzymałem.

- Zatrzymaj go, Yuu.

- Ale jest twój, pamiętasz?

- Pamiętam...jak bym mógł o tym zapomnieć? - odpowiedziałem pytaniem, uśmiechając się na wspomnienie sytuacji z hotelu, gdy obaj byliśmy jeszcze dziećmi.

- Może dlatego, że od lat nie mieliśmy ze sobą tak dobrego kontaktu?

- Nie wiem, dlaczego tak się stało - przyznałem, zgodnie z prawdą.

- Było, minęło...kocham cię, Kou - cmoknął mnie krótko w usta, po czym weszliśmy na teren posiadłości [...]

***

[Aoi]

Niestety, przyjęcie zostało odwołane, ale za to, przesunięto uroczystość na sobotę następnego tygodnia.
Pan domu dał nam wolną rękę, odkąd tylko ostatnia sytuacja się wyjaśniła.

Mieliśmy teraz z Kou trochę czasu dla siebie.
Postanowiłem udowadniać mu swoją miłość na każdym możliwym kroku i, bynajmniej, nie chodziło mi o zaciągnięcie Takashimy do łóżka. Co do tego nie miałem żadnych wątpliwości i zdecydowałem, że zaczekam do momentu, kiedy to on sam będzie chciał się kochać.

Czekałem właśnie na szatyna, który zniknął jakieś dziesięć minut temu za drzwiami łazienki.

- Yuu...mógłbyś tu przyjść?! - krzyknął młodszy, więc od razu ruszyłem się z łóżka.

Wszedłem do pomieszczenia, zauważając Kou, stojącego przed lustrem i zmywającego makijaż. Chłopak, w dalszym ciągu, miał na sobie ubrania.

- Pomożesz mi? - zapytał zagadkowo - No wiesz...sam sobie z tym nie poradzę - wskazał na tylne mocowanie gorsetu.

Stanął plecami do mnie, a ja zaraz zabrałem się za luzowanie sznurów górnej części garderoby długowłosego.

- Chodź do mnie, moje ty kochanie - zaśmiałem się, zdejmując z niego, po kolei, wszystkie ciuchy.

- To nie fair - fuknął zabawnie - Ty jesteś jeszcze w ubraniach, a ja tu paraduję przed tobą goły - zauważył, rumieniąc się słodko.

W mig pozbyłem się zbędnego balastu i teraz oboje byliśmy całkowicie nadzy. Pociągnąłem Kou do kabiny, od razu puszczając letnią wodę.
Pochwyciłem z szafki jakiś, pachnący truskawkami, żel pod prysznic i powoli namydlałem nim ciało mojego ukochanego.
Przerwałem na moment, słysząc ciche westchnienie z ust Takashimy. Spojrzałem na niego uważnie.

- Dlaczego przestałeś, Yuu? - zapytał niepewnie.

- Jesteś słodki, Kouyou - stwierdziłem, patrząc mu prosto w oczy - Kocham cię, ale nie będę nalegał, ani do czegokolwiek cię zmuszał.

- Dziękuję...też cię kocham, ale... - przerwał na chwilę, sięgając moich warg w subtelnym pocałunku - Przemyślałem sobie wszystko i doszedłem do wniosku, że jestem...że chcę tego, Yuu...kochaj się ze mną - wyszeptał zmysłowo, rozpalając moje zmysły i wtedy podjąłem decyzję [...]

***

Witam ponownie w dniu dzisiejszym!!

Właśnie udało mi się skończyć czwartą część 'SNS-SDS'.
Jest trochę tragicznie, jak i cukierkowo, ale o to mi właśnie chodziło.

Liczę skrycie na to, że może kiedyś komuś spodoba się moja twórczość i zostanę zauważona w tym wielkim świecie blogów o the GazettE.

Do końca historii 'SNS-SDS' został jeden part, w którym, standardowo, przewiduję dużo seksu.
Później, z kolei, biorę się za inny projekt. Jeszcze nie wiem do końca, co to będzie, ale coś będzie na pewno.

Tymczasem, pozdrawiam i do zobaczenia :*

Aoiha (Aoi x Uruha) 「Serce nie sługa - Serce dla sługi」 Part.3

***

[Aoi]

Następnego dnia z rana, byłem już przygotowany na spotkanie z porywaczami.

Zamykałem właśnie walizkę, po uprzednim przeliczeniu kwoty jej zawartości. Okrągłe 100,000,000 yen okupu za Panicza.

Westchnąłem cicho, wieszając na swej szyi wisiorek, należący do Kou. Przymknąłem na chwilę oczy, wyobrażając sobie, co ci dranie zdążyli już zrobić mojemu podopiecznemu. Uchyliłem powieki wściekły, że być może zrobili mu już to, co najgorsze. Szybko jednak odgoniłem od siebie te myśli, energicznie potrząsając głową.

Ojciec szatyna spoglądał na mnie w ciszy. Uśmiechnął się tajemniczo i przerywając moją chwilową zadumę, powiedział:

- Yuu... - zaczął.

- Tak, Takashima-sama?

- Proszę cię, daruj sobie te formalności - zachichotał.

- Dobrze, Takashima-sa...proszę wybaczyć - odparłem, zmieszany.

- Może kiedyś się przełamiesz, a teraz niech tak już lepiej zostanie - skwitował - Chciałem tylko...idziesz sam po swojego Panicza, więc uważaj - zerknąłem na niego niezrozumiale - Nie udawaj głupka, Yuu - wypalił.

- N-Nie wiem, o co chodzi, Takashima-sama.

- Wystarczy, że ja wiem - zauważył - Wiem, jak patrzysz na Kouyou i zapewne, on także cię lubi.

Zamarłem na te słowa, bo...jak mógł się zorientować? Przecież, nigdy nie dałem nikomu żadnych powodów, by się o tym, w najbliższej przyszłości, ktokolwiek dowiedział.

- To urocze, ale wybacz...na razie nie życzę sobie jakichś publicznych pokazów i tym podobnych. Niech się najpierw ta sytuacja wyjaśni - spojrzał na mnie przyjaźnie.

- Ależ, oczywiście - odpowiedziałem drżącym głosem.

- Później możecie sobie robić, co chcecie.

- Dziękuję, Takashima-sama.

- W takim razie, powodzenia i uważaj na siebie - poklepał mnie lekko po ramieniu.

- Jeszcze raz, dziękuję - to mówiąc, chwyciłem za walizkę, ruszając w stronę drzwi.

Opuściłem gabinet z uśmiechem na ustach. W życiu nie spodziewałbym się akceptacji ze strony ojca Kou. Cieszyło mnie to, że jednak tak się stało.
Pozostało mi jedynie odnaleźć mojego Panicza [...]

***

[Uruha]

Udawałem, że śpię. Nie chciałem, by ten zboczeniec coś mi znowu zrobił. Jedyną opcją było leżenie i robienie z niego głupka.

Wzdrygnąłem się niezauważenie, czując obok jakiś ruch, a potem, czyjeś usta na swoich.
Wystraszony, momentalnie rozszerzyłem oczy, widząc przed sobą Rukiego. Zrobiło mi się niedobrze na sam odór tytoniu, czy też innego zielska.

- Podobało się, suko? - przejechał językiem po moim policzku - Chcesz więcej? - zapytał ironicznie.

- Ruki, do cholery!! - usłyszałem krzyk kolesia z opaską na nosie.

- Czego?! - odburknął mu niższy, nie zaszczycając starszego nawet spojrzeniem.

- Ile razy mam powtarzać, że masz go już w końcu zostawić?! - upominał szef całej tej, pseudo, bandy.

- Ale ja nic przecież nie robię! - wymigiwał się.

- Nie...wcale!! - prychnął Reita.

- Dobra, już nie będę - udał skruchę.

- Wypad mi stąd i przestań to w końcu powtarzać, bo zaraz naprawdę się wkurwię i pożałujesz, że mi się stawiasz, Matsumoto - zagroził szmaciarz.

- Jeszcze nic nie zrobiłem - tłumaczył Ruki.

- A kto wieczorem wpychał mu jęzor do gęby i kazał zrobić sobie loda?! Kto o pierwszej w nocy próbował go znowu obmacywać?! I kto, się, kurwa, pytam, o piątej nad ranem próbował ściągnąć dzieciakowi spodnie?! - wyliczał wkurzony - Ruki, czy ty chcesz mnie pogrążyć?! - warknął na młodszego.

- Nie rozkazuj mi, Suzuki!! Najlepiej, to się wypchaj!! - wstał z podłogi i poszedł w tylko sobie znanym kierunku.

- Jak będziesz grzeczny, nic więcej ci się nie stanie - skwitował Akira, spoglądając na mnie i również wychodząc.

Po chwili ujrzałem w progu chłopaka, przez którego trafiłem do tej przeklętej nory.
Byłem zły na siebie za swoją własną głupotę, bo dałem się nabrać jakiemuś idiocie.
Spojrzałem na niego złowrogo. Wyglądał, jakby żałował swego czynu.

- Czego chcesz?! - warknąłem ze złością.

- Wybacz... - szepnął, podchodząc do mnie z małą tacką - Nie jadłeś od wczoraj, co nie? - zapytał, stawiając wszystko na podłodze, jak dla psa.

Patrzyłem z dystansem na miskę, w której znajdowało się coś na kształt zupy pomidorowej i w tym momencie usłyszałem burczenie własnego żołądka.
Brunet rozwiązał mi ręce, a ja, wręcz rzuciłem się na naczynie, pochłaniając od razu niemal połowę jego zawartości.

- Przepraszam... - bąknął chłopak.

- Wielkie dzięki - prychnąłem, odstawiając talerz.

- Ja...ja n-nie chciałem...oni...o-oni mnie do tego z-zmusili - zaczął, roztrzęsionym głosem - G-Grozili mi i m-mojej rodzinie...ja...j-ja m-musiałem - wychlipał.

Spojrzałem na niego z lekkim niedowierzaniem, próbując przetrawić informację.

- Dlaczego? Czemu, kurwa, akurat ja?! - wykrzyczałem.

- Pytasz, dlaczego...to proste - skwitował - Chodzi im tylko o kasę, a przy okazji...przy okazji o to, by się trochę zabawić - wyjaśnił.

- To może...skoro chodzi o hajs, wypuść mnie - jęknąłem błagalnie - Zapłacę każdą cenę, tylko...tylko wypuść mnie już wreszcie - rzuciłem pierwsze, co mi przyszło na myśl.

- Nie chcę od ciebie pieniędzy, a ty...masz teraz dobrą okazję, by uciec - zauważył.

- Akurat...zwłaszcza, z tymi związanymi nogami - parsknąłem sarkastycznie - Na pewno daleko bym zaszedł.

- Racja...poczekaj chwilę - wstał i sprawdził, czy nikogo nie ma w pobliżu - Dobra, pusto - dodał pewnie.

Wrócił do mnie, próbując odwiązać supeł z mych nóg.

- Dlaczego teraz chcesz mi pomóc? - zagadnąłem, zapodając jakikolwiek temat do rozmowy.

- Bo nie zasługujesz na to, co robią te przeklęte dranie. Poza tym...jestem przeciwny gwałtom i tym podobnym - odparł.

- Dzięki - wysiliłem się na lekki uśmiech - Wiesz... - westchnąłem, przyglądając się mu dokładniej - Przypominasz mi kogoś, kogo dobrze znam.

- Możliwe...mam starszego o dwa lata kuzyna, który też mieszka w Tokio i podobno pracuje gdzieś, jako lokaj - sprostował.

- Lokaj...A-Aoi?! - pisnąłem - To znaczy, Yuu...Shiroyama Yuu?!

- Skąd znasz Yuu?

- Tak...to mój lokaj - uśmiechnąłem się na myśl o moim czarnowłosym przyjacielu?

Czy mogłem go jeszcze uważać za przyjaciela po tym, jak się ostatnio zachowywałem?

- Ma się chociaż dobrze? - zapytał nagle, zainteresowany.

- Oczywiście, że tak...przecież jest moim lokajem, więc musi mieć się dobrze - powiedziałem w wyższością - Pomóż mi...proszę - dodałem po chwili.

Nim brunet zrobił cokolwiek, by mnie uwolnić, za nami rozległ się głos Rukiego:

- Co to za pogaduchy? Kai, dlaczego on jest rozwiązany?! - warknął kurdupel, jak go zwykłem, w myślach, nazywać - Jeszcze nam zwieje, czy coś. Taki jesteś naiwny, Yutaka?! Wiedziałem, że nawalisz, a nie możemy sobie na to pozwolić, bo potrzebujemy kasy. Kumasz...KASY!! - wydarł się, akcentując dosadnie ostatnie słowo.

- A jak miał jeść? Karmić go miałem? - zdziwił się kuzyn Shiroyamy.

- A kto powiedział, że w ogóle ma jeść?

- Jesteś bez serca, Matsumoto - zauważył brunet.

- Nie twój zasrany interes, Tanabe! - wysyczał zły.

- Przestań, Ruki...dość tego!! - odezwał się Reita, wchodzący do pomieszczenia.

- Nie wtrącaj się, Suzuki! - ponownie warknął blondyn.

- Bo inaczej pogadamy, jeśli tak bardzo ci się nudzi - uprzedził Akira.

- Mam cię dość, Reita!! Ciągle mną dyrygujesz! Pamiętaj, że to porwanie to był też mój pomysł i kasa miała być dla nas po równo - wykłócał się niższy.

- Zamknij mordę, Takanori!! To ja mam już dosyć tego twojego ciągłego marudzenia! Jak ci się coś nie podoba...wypierdalaj!! Droga wolna, ale wtedy nie dostaniesz ani grosza!

W ciszy słuchałem wymiany zdań pomiędzy, zdawało by się, przyjaciółmi. Nie mogłem uwierzyć, że też tacy ludzie żyją na tym świecie.
Próbowałem, ostatkiem sił, podnieść się na nogi tak, by nie zostać zauważonym. Niestety, na marne.

- Dokąd to się panienka wybiera? - sarknął Suzuki, przerywając swą konwersację z kumplem.

- Wypuść mnie, szmaciarzu!! - wypaliłem pierwsze, co mi ślina na język przyniosła i zaraz pożałowałem swych słów.

Podszedł szybkim krokiem, kopiąc mnie z całym impetem po brzuchu.
Skuliłem się z bólu, czując, napływające do mych oczu, łzy.

- Radzę ci się nie stawiać, bo nie dotrzesz do domu w jednym kawałku, to ci mogę zagwarantować, a ty... - spojrzał groźnie na Tanabe - Ty nawet nie próbuj mu pomagać, bo cię zabiję!

Zwinąłem się w kłębek, podkurczając nogi pod brodę.

Ile jeszcze wytrzymam?
Aoi, błagam...
Boże, jeśli istniejesz...ratuj mnie, proszę...

Modliłem się w myślach, czekając na zbawienie [...]

***

[Aoi]

Prawie dotarłem na miejsce. Upewniwszy się, że nikt za mną nie idzie, ruszyłem wolnym krokiem w, wyznaczone przez porywaczy, miejsce.
Rzeczywiście, był to stary, opuszczony bar. Otworzyłem drzwi, niemal wbiegając do środka. W magazynie ukazały mi się sylwetki czterech mężczyzn, z czego jedną poznałem od razu.

Spojrzałem wyzywająco na dwóch, znajomych, blondynów. Kątem oka dostrzegłem bruneta, nie daleko Kou.

Był nim mój kuzyn?

Nie możliwe, żeby aż tak się stoczył. Zresztą, coś mi nie pasowało w jego zachowaniu. Był dziwnie wystraszony. Czyżby i jego porwali?

Zastanawiałem się przez chwilę, szybko jednak odzyskując rezon i przystępując do wykonania, zaplanowanego wcześniej, zadania.

- Czego tu szukasz, Shiroyama? - usłyszałem nieprzyjemny głos, należący do Reity.

- O to samo mógłbym zapytać was - otaksowałem wzrokiem, słynny w świecie przestępczym, duet - Suzuki Akira i Matsumoto Takanori - powiedziałem ironicznie.

- Czego chcesz?! - warknął Ruki.

- Podobno ktoś tu zamawiał striptizera i podano mi dokładnie ten adres, więc...oto jestem - wyjaśniłem, rozkładając szeroko ręce i spoglądając na zszokowanych, moich byłych przyjaciół [...]

***

Witam ponownie!!

Za nami kolejna część 'SNS-SDS'.
Wcześniej przewidywałam cztery party, ale, jak to zwykle w życiu bywa, historia nieco się przedłużyła i będzie ich pięć.

Informuję, iż wiek bohaterów został celowo zaniżony na potrzeby opowiadania.

Do fanów Rukiego i Reity:

Wybaczcie, że zrobiłam z nich, tak zwane, czarne charaktery, ale musiałam ich tu przecież jakoś uwzględnić.
Obiecuję, że w przyszłości zrekompensuję Wam to jakimś cukierkowym Reituki.

Nie przedłużając, zapraszam już teraz na następny rozdział.
Pozdrawiam i do zobaczenia :*

19 maja 2014

Aoiha (Aoi x Uruha) 「Serce nie sługa - Serce dla sługi」 Part.2

***

[Aoi]

Błąkałem się po domu, jak jakiś opętany. Byłem strasznie zaniepokojony. Stąpałem niespokojnie, a wszystko przez to, że nie widziałem Panicza już od około dwóch godzin. Wyszedł z rezydencji i przepadł, niczym kamień w wodę.

Zostałem wezwany przez Panią domu. Wszedłem pospiesznie do wielkiego pomieszczenia, wyglądem przypominającego salę balową.
Trwały przygotowania, gdyż wieczorem miało się odbyć przyjęcie z okazji dwudziestych piątych urodzin młodszego Takashimy.
Podszedłem do kobiety i ukłoniłem się, zawiadamiając ją tym samym o swoim przybyciu.

- Czy coś się stało, Pani? - zapytałem, grzecznie czekając na odpowiedź.

- Yuu...kochanie, czy mógłbyś przyprowadzić do mnie Kouyou? Chciałam, żeby wybrał kreację... - przerwałem kobiecie w połowie zdania.

- Proszę o wybaczenie, ale Panicza nie ma w rezydencji - odparłem, zgodnie z prawdą.

- Jak to, nie ma? - zdziwiła się - Dlaczego nikogo nie poinformował o tym, że gdzieś wychodzi?

- Nie wiem, Pani...gdzieś zniknął i nie mogę go znaleźć już od dwóch godzin - powiedziałem zrezygnowanym tonem.

Spojrzałem na rudowłosą, która zdawała się być zmartwiona. Zaczęła nad czymś intensywnie myśleć.

- Poszukaj jeszcze, dobrze?

- Oczywiście, powiadomię o postępach - ponownie, tego dnia, ukłoniłem się i odszedłem.

Gdy tylko minąłem próg drzwi, zacząłem biec w poszukiwaniu mojego Panicza [...]

***

*Dwie godziny wcześniej*

[Uruha]

Spacerowałem po obrzeżach posesji. Chodziłem po ogrodzie z błogim uśmiechem. Pogoda była piękna. Promienie słońca delikatnie muskały moją twarz, a wiatr rozwiewał długie, brązowe włosy.
Nagle usłyszałem czyjś głos i odwróciłem się momentalnie, od razu lokalizując jego źródło.

- Ano, ty tam...przepraszam!! - krzyknął młody mężczyzna, stojący za ogrodzeniem.

Tak na oko, był gdzieś w moim wieku. Wyglądał na przyjazną i, raczej, spokojną osobę.

- Tak? - zapytałem, podchodząc do niego.

- Co za szczęście, że cię tutaj spotkałem - rzucił uradowany, ukazując urocze dołeczki w policzkach - Zgubiłem się i szukam drogi - wyjaśnił pokrótce.

- A gdzie konkretnie chciałeś się dostać? - zagadnąłem, wychodząc poza teren posesji na chodnik, zbliżając się do bruneta.

- Szukałem jednego sklepu, ale straciłem orientację i nie wiem dokładnie, gdzie teraz jestem - podrapał się z tyłu głowy, w geście zakłopotania.

- A co to miał być za sklep?

- Ze sprzętem muzycznym, bo chciałem kupić sobie nową perkusję - sprostował.

- No to prawie dobrze trafiłeś, bo akurat znajduje się on dokładnie ulicę stąd - skwitowałem - O tam - wskazałem na czerwony budynek za skrzyżowaniem, nie patrząc na chłopaka i to był mój, największy chyba w życiu, błąd.

Nim zdążyłem się obrócić, ktoś złapał mnie od tyłu, od razu wykręcając mi ręce. Zacząłem się wyrywać, kiedy poczułem zapach substancji, którą nasączona była chusteczka, znajdująca się na moim nosie i ustach. Momentalnie zrobiło mi się słabo. Powoli, wbrew własnej woli, zamknąłem oczy. Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętałem, nim upadłem i straciłem przytomność, był ten, dziwnie wystraszony, brunet oraz dwóch innych, nieznanych mi dotąd, kolesi [...]

***

*Teraz*

[Aoi]

Biegałem po ogrodzie, w tę w we w tę. Byłem już wyczerpany poszukiwaniami Panicza. Oddychałem niespokojnie, więc zatrzymałem się przy bramie, by chwilę odsapnąć. Uspokajając oddech, zerknąłem ukradkiem na chodnik za ogrodzeniem i nagle poczułem się tak, jakby moje serce na moment stanęło.
Leżał tam naszyjnik z gwiazdką.
Wyszedłem poza posesję, podnosząc zgubę. Spoglądałem na wisiorek, przypominając sobie, ku mojemu zaskoczeniu, jedną zabawną historię z przed wielu lat.

[...] Dziesięcioletni szatynek biegał po korytarzach hotelu. Brunet gonił za nim, prosząc o zatrzymanie się. Jak na życzenie, chłopiec stanął tuż przy kolorowym automacie i, zaciekawiony, patrzył na maszynę.

- Ano, Aoi...co to jest? - zapytał Kou, odwracając się szybko w stronę służącego.

- Automat, Kouyou - odpowiedział, a widząc niezrozumiałą minę młodszego, dodał - Wiesz...wrzucasz monetę i losujesz kolorową kulę, w której znajdziesz tajemniczą nagrodę.

Zafascynowany chłopiec przeszukał kieszenie i, wygrzebawszy z nich kilka monet, włożył jedną w otwór, a, ponieważ nic się nie działo, wrzucał kolejne drobniaki.

- Aoi...przez ten chwytak mi nie wychodzi - zauważył młodszy - Pomóż mi coś wylosować, proszę - jęknął, zrezygnowany.

Lokaj wrzucił monetę i ostrożnie wylosował kulkę, po chwili wyjmując ją z automatu. Podał zdobycz swojemu Paniczowi, a ten, zadowolony, otworzył ją, wyciągając ze środka naszyjnik z gwiazdką.

- Jaki fajny! - pisnął, szczęśliwy.

- Paniczu, posłuchaj...zawsze miej go na sobie, a jeśli coś by się kiedyś złego stało, zostaw wisiorek na miejscu zbrodni, dobrze? - to mówiąc, założył mu nagrodę na szyję.

- Dlaczego? Nie mogę go zatrzymać na zawsze? - zasmucił się Takashima.

- Nie, bo kiedy go zostawisz, wtedy będę wiedział, że stało się coś złego i muszę cię, za wszelką cenę, ratować - powiedział poważnym tonem, cmokając Kou w czółko - Obiecasz?

- Obiecuję, Yuu... [...]

Otrząsnąłem się z chwilowego letargu i, wchodząc z powrotem przez bramę, zauważyłem wystającą kartkę, nadzianą na słup przy płocie. Zdjąłem ją pospiesznie, otwierając i od razu czytając. Przestraszony, ruszyłem pędem w stronę posiadłości.
Szukałem chaotycznie kogokolwiek. Nagle, wybiegając zza rogu, wpadłem na jakiegoś kolesia. Oboje upadliśmy na ziemię, odbijając się od siebie.

- Przepraszam... - jęknąłem, podnosząc się i spoglądając na ów osobnika - T-Takashima-sama!!

- Spokojnie, Yuu...pali się gdzieś, czy co? - zaśmiał się, wstając na równe nogi.

- T-Takashima-sama!! Kou...to jest, Panicz...on... - urwałem, machając mężczyźnie kartką przed oczyma.

- Co to jest? List? - zapytał, biorąc ode mnie pogięty zwitek papieru, a dostrzegając moją minę, spoważniał - Chodźmy do mojego biura - powiedział na koniec.

Poddenerwowany, ruszyłem szybkim krokiem za Panem domu. Weszliśmy do gabinetu, zamykając drzwi po to, by nikt inny przypadkiem nie usłyszał naszej rozmowy. Starszy usiadł za biurkiem, czytając uważnie list:

'Mamy Twoją Ślicznotkę. Jeśli chcesz odzyskać szczeniaka, przyjdź sam do opuszczonego baru w dzielnicy Harajuku i przynieś okup w wysokości 100,000,000 yen.
Tylko bez żadnej policji, inaczej dzieciakowi się za to oberwie.
R&R'

- Co o tym myślisz? Żart jakiś, czy co? - zagadał po chwili.

- Nie sądzę...to... - pokazałem wisiorek - Panicz miał to dzisiaj na sobie...znalazłem go przy bramie - powiedziałem, zgodnie z prawdą.

- Rozumiem...tylko, kto to jest ten R&R? - myślał gorączkowo, rozmasowując swe skronie - Nie mów nic Pani, dobrze? - kiwnąłem tylko głową - Załatwimy to po cichu - skwitował.

- Tak jest, ale...Takashima-sama, nie może Pan tam iść samemu - zaprzeczyłem zamiarom pracodawcy.

- A mam jakieś inne wyjście? Muszę uratować syna! - zadecydował, zdenerwowany.

- Ja pójdę - rzuciłem poważnym tonem.

- Ale... - urwałem, nim wygłosił ciąg dalszy swojego monologu.

- Proszę mi pozwolić...nie dopuszczę do tego, aby ktoś skrzywdził mojego Panicza - uklęknąłem, ściskając wisiorek w dłoni - Oddałbym nawet własne życie tylko po to, aby uratować Kouyou.

- To dość ryzykowne, ale rzeczywiście...nie napisali dokładnie, kto ma przyjść z okupem - zauważył - Jesteś pewien, że chcesz iść? - spojrzał na mnie, a widząc w mych oczach zawziętość i złość, kierowaną do porywaczy, przytaknął - W takim razie idź i pamiętaj, że liczę na ciebie [...]

***

[Uruha]

Czując potworny ból głowy, powoli uchyliłem powieki. Rozejrzałem się na około i, przez wzgląd na konstrukcję pomieszczenia, określiłem, iż to jakiś stary, najprawdopodobniej opuszczony, magazyn. Chciałem, za wszelką cenę, ruszyć rękoma, ale te zostały czymś związane za moimi plecami.
Po chwili zauważyłem blondwłosego typka, idącego w moją stronę. Nie grzeszył wzrostem, jednak nie dałbym mu rady, będąc tak skrępowanym.

- Kurewka się obudziła? - wysyczał, łapiąc mnie boleśnie za podbródek i spoglądając mi w oczy.

- Czego wy, kurwa, ode mnie chcecie?! - warknąłem, wyrywając swą twarz z jego łap.

- A jak myślisz? - rzucił sarkastycznie - Czego byśmy mogli chcieć od kogoś takiego, jak ty? - udał, że się zastanawia - Oczywiste, że kasy - zaśmiał się szyderczo - Jesteś sporo wart, a w dodatku... - polizał mnie po policzku - Wiesz...wyglądasz jak te modelki na okładkach gazet, aż mam ochotę cię tu teraz wypieprzyć.

- Nie dotykaj mnie!! Brzydzę się tobą! - krzyczałem, odpychając go od siebie, związanymi ze sobą, nogami.

- Jakoś nie za bardzo mnie to obchodzi, wiesz? Lepiej bądź grzeczny, bo inaczej zrobię ci coś o wiele gorszego niż to, co mam aktualnie w planach - zagroził, ponownie ściskając mój podbródek.

- Zostaw go, Ruki! - warknął ktoś, wchodząc do pomieszczenia.

- Eeh...odbierasz mi całą frajdę, Reita - jęknął, odsuwając się ode mnie.

- Dobrze wiesz, że z kasy nici, jeśli dzieciak będzie w złym stanie - upomniał go blondyn z opaską na nosie.

- Wiem, ale nie mogę chociaż troszeczkę? - zapytał zagadkowo Ruki, jak to nazwał go wyższy chłopak.

- Zresztą...rób se, co chcesz, ale pamiętaj, że chodzi nam głównie o kasę - to mówiąc, machnął ręką lekceważąco i wyszedł, zostawiając nas samych.

- Co teraz powiesz, dziweczko?

Milczałem, nie chcąc pogorszyć swej, i tak beznadziejnej już, sytuacji.

- Skoro nie chcesz nic mówić, to i lepiej, więc...może się zabawimy? - polizał moją dolną wargę.

- Zostaw...proszę, nie rób mi tego - jęknąłem, czując powoli spływające łzy.

- Ty płaczesz? - parsknął zdziwiony, lecz zaraz ponownie zaczął się śmiać.

- Proszę...zostaw - powtórzyłem.

- Moja odpowiedź brzmi...NIE!! - wysyczał, uderzając mnie mocno w twarz - Zrobisz, co każę, inaczej pożałujesz.

Blondyn rozpiął spodnie i zdjął je z siebie razem z bielizną, stając przede mną w lekkim rozkroku.

- A teraz ssij - rzucił gorączkowo.

Przerażony, zacząłem panikować. Przełknąłem nerwowo ślinę, widząc ostrze, zbliżające się do mojej szyi.

- Ssij! - rozkazał - Albo cię zabiję, nie przejmując się nawet tym głupim Reitą - poczułem szarpnięcie za włosy.

Próbowałem się jakoś uchylić, ale jego stalowy uścisk mi na to nie pozwolił. Rozchylił moje usta palcami, wkładając w nie swojego, nabrzmiałego już,  członka, niemalże po same gardło.
Krztusiłem się, kiedy wykonywał chaotyczne pchnięcia, sprawiając mi tym ogromny ból tak, że nie mogłem złapać oddechu.
W końcu wytrysnął mi w usta, a ja odruchowo zacząłem się dławić.

- Zlizuj to, do cholery!! - ponownie podstawił mi członka pod nos.

Sponiewierany, zacząłem lizać powoli, uważając, by jeszcze bardziej mu nie podpaść.

- Szybciej, suko!! - posłusznie wykonywałem polecenia, aż skończyłem, po czym, po raz kolejny, uderzył mnie w twarz i rzucił, jak śmiecia, na ziemię - Kiepski jesteś w te klocki...żadna z tobą zabawa - stwierdził, poprawiając się i wychodząc.

Zostałem sam, brudny, wykorzystany i bez chęci do życia.

- A-Aoi...Yuu, r-ratuj...proszę... - wyszeptałem ze łzami w oczach, tracąc po chwili przytomność [...]

***

Witam ponownie, w drugiej już części 'SNS-SDS'.

Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że jest całe mnóstwo blogów o the GazettE i bardzo trudno się przebić z nowym pomysłem, jednak liczę na, sama do końca nie wiem, na co.

W każdym bądź razie, czekajcie cierpliwie na kolejny rozdział.

Pozdrawiam i do zobaczenia :*

16 maja 2014

Aoiha (Aoi x Uruha) 「Serce nie sługa - Serce dla sługi」 Part.1

***

[Uruha]

Siedziałem właśnie w limuzynie i czekałem. Minęło już z dobrych pięć minut, a samochód wciąż stał w tym samym miejscu. Zdenerwowany, wysiadłem i oparłszy dłonie na biodrach, nabrałem powietrza w płuca, wydając donośny okrzyk:

- Aoi, ileż mam tu na ciebie czekać?! Czy tak ciężko ci zabrać te kilka moich rzeczy?! Zawsze robisz to samo i jakoś wracasz w trzy minuty, a minęło już pięć!! Co się dzisiaj z tobą dzieje i gdzie cię, do cholery jasnej, wcięło?! - tupnąłem nogą czując, że jeszcze chwila i rozniosę lokaja.

- Proszę wybaczyć, Paniczu, ale szukałem pańskiego płaszcza, bo był ostatnio w pralni i gdzieś się zawieruszył - zaczął tłumaczyć - To już się więcej nie powtórzy - zapewnił, biegnąc z bagażem w moją stronę.

- Dobra, nie ważne...jedźmy już, ale nie myśl sobie, że ci się to upiecze - sarknąłem, wsiadając z powrotem do limuzyny, a za mną służący.

Auto ruszyło. Obrażony na cały świat, spoglądałem tępo przed siebie [...]

***

[Aoi]

Zerknąłem na szatyna z niepokojem.

Odkąd tylko sięgam pamięcią, pracowałem dla rodziny Takashima już od najmłodszych lat. Miałem wówczas skończonych dwanaście wiosen podczas, gdy Kou niespełna dziesięć. Od tamtej pory zostałem jego osobistym lokajem. Kiedyś nawet bawiliśmy się razem, wygłupialiśmy. Jednak, z czasem nasze stosunki, jako przyjaciół, zmieniły się w relację na zasadzie Pan-Sługa.

Swego czasu zauważyłem nawet, jakoby Panicz nabrał więcej wdzięku i stał się bardziej pociągający. Sam nie wiem, czy robił to wszystko celowo, by mnie jeszcze bardziej pogrążyć, czy może też miał całkiem inne powody. W każdym bądź razie, była to dla mnie nie lada udręka, gdyż zawsze uważałem młodszego za najważniejszą osobę w swoim życiu, ponieważ nie miałem, poza nim, nikogo innego.

Zanim się spostrzegłem, zwykła opiekuńczość względem Kouyou przerodziła się w głębokie uczucie, którego, na dzień dzisiejszy, nie potrafiłem zdefiniować.
Nie rozumiałem tylko, dlaczego ostatnim czasem stał się dla mnie taki oschły. Denerwuje się na każdym kroku. Wystarczy jeden fałszywy ruch i wybucha, niczym bomba zegarowa.
Mimo wszystko lubiłem, kiedy tak uroczo się złościł.

- Coli... - usłyszałem, wyrywając się tym samym z letargu.

- Słucham, Paniczu?

- Pić mi się chce, do cholery!! Nie słyszysz, co do ciebie mówię?! Jesteś jakiś głuchy, czy co?! - wydzierał się.

W ciszy nalałem do szklanki coli, dorzucając kilka kostek lodu i podając ją następnie chłopakowi. Nie chciałem się już odzywać, żeby jeszcze bardziej nie zdenerwować lub, co gorsze, nie wdać się w kłótnię z Paniczem.

- Paniczu... - przysunąłem się, wycierając chusteczką brodę i koszulkę Takashimy, gdyż niechcący się oblał.

Szatyn zaczerwienił się obficie i odepchnął mnie od siebie z takim impetem, że mało brakowało, a przywaliłbym głową w szybę.

- Nie prosiłem cię o to!! Jeśli tego nie zrobię, nie masz żadnego prawa się do mnie zbliżać!! - warknął, a w jego oczach dojrzałem łzy złości.

- Proszę wybaczyć - wycofałem się, siadając z powrotem na swoje miejsce.

Dalszą drogę przebyliśmy w ciszy [...]

***


[Uruha]


Był jeden z tych, znienawidzonych przeze mnie, deszczowych wieczorów. Rodzice wyjechali na jakieś przyjęcie służbowe, zostawiając mnie samego w domu.
Siedziałem w swoim pokoju, nasłuchując spadających kropel deszczu. Niebo ciemniało z minuty na minutę. Byłem sam w pokoju, z czego się ogromnie cieszyłem. Do czasu, dopóki nagle nie zgasło światło. Przestraszony, podskoczyłem, rozglądając się na około. Wszędzie panowała ciemność i, jak na złość, zaczęło się błyskać. Skuliłem się na łóżku przerażony. Nie wiedziałem, co robić. Mimo, iż miałem już ponad dwadzieścia lat, okropnie się bałem.

- A-Aoi!! - krzyknąłem, chwilę później słysząc szybkie kroki.

Brunet wpadł do pokoju pospiesznie, niemalże potykając się o próg.

- Tak, Paniczu?

- Włącz światło - jęknąłem, tuląc poduszkę.

- Przykro mi, ale... - uciąłem mu w połowie zdania.

- Włącz te pieprzone światło, kurwa!!

- W całym mieście nie ma prądu - rzucił szybko, zapalając świeczkę i podchodząc do mojego łóżka.

Siadając obok, postawił źródło światła na szafce nocnej.

- Boisz się, Paniczu?

- N-nie! Wcale się, kurwa, nie boję!! - w tym momencie ponownie błysnęło.

Momentalnie poderwałem się i rzuciłem na lokaja, powalając go na posłanie. Przytuliłem się do niego, zaciskając oczy. Cały drżałem ze strachu.

- Paniczu?

- Cicho!! Zostań tak! Jeszcze słowo i cię wyleję!! - zagroziłem.

***

[Aoi]

Przytuliłem szatyna do siebie, mrużąc oczy. Szczerze, nie obchodziła mnie posada. Czułem, że to była prośba z serca, nie jakiś tam rozkaz. Mógłbym go tak tulić wieczność. Czuć jego zapach, to ciepło, uspakajać jego serce. Takashima poruszył się, wtulając głowę w mój tors. Stęknąłem cicho, czując nadchodzące podniecenie. Obecność Kouyou tylko bardziej wzmagała to odczucie.

- P-Paniczu... - westchnąłem ciężko.

- Czego? - szepnął sarkastycznie.

- Nie chcę nic mówić, ale leżymy na łóżku w pozycji dość... - przygryzłem lekko dolną wargę - No sam wiesz, więc proszę, weź to kolano z mojego... - przymknąłem na moment powieki.

Kou zalał się purpurą i w mig się ode mnie odkleił, od razu wpełzając pod kołdrę.

- Tylko n-nie, nie idź! Nie zostawiaj mnie tu, w tej ciemności i wybacz, jeśli cię zabolało - powiedział skruszonym głosem.

- Dobrze...świeczka daje lekkie światło, więc nie bój się. Wyjdę tylko na chwilę po coś do picia i zaraz do ciebie wracam - rzuciłem, na co Kouyou kiwnął lekko głową.

Wyszedłem spokojnie z pokoju, lecz zaraz za rogiem zacząłem biec w stronę łazienki. Ciężko było, zważywszy na oczywisty problem, znajdujący się pomiędzy nogami.
Wpadłem do pomieszczenia niczym burza, zamykając za sobą drzwi na klucz. Regulując nieco oddech, zająłem się pulsującą erekcją [...]

Kiedy udało mi się już uspokoić, wróciłem do pokoju z tacą.

- Przyniosłem napój, Pa... - urwałem, widząc leżącego chłopaka.

Odstawiłem wszystko na szafkę. Szatyn spał w najlepsze, niechlujnie przykryty kołdrą. Pochylając się lekko nad łóżkiem, poprawiłem posłanie, całując Takashimę w czoło.

- Miłych snów, Kouyou - szepnąłem i po cichu wyszedłem na zewnątrz [...]

***

[Uruha]

Yuu nalewał herbaty do filiżanek. Siedziałem na krześle obok, przeszywając go spojrzeniem.

- Ano, Aoi? - zagadnąłem.

- Tak, Paniczu? - odwrócił na chwilę uwagę od wykonywanej czynności, zerkając na mnie.

- Mogę z tobą o czymś pogadać?

- Oczywiście - odparł z lekkim uśmiechem.

Westchnąłem i zebrałem się na odwagę, by w końcu zapytać bruneta o 'pewne' sprawy.

- Wiesz, że nie miałem nigdy dziewczyny, prawda? - ponownie westchnąłem - Czy to możliwe...oczywiście to tylko przypuszczenia!  - zaznaczyłem od razu - Czy to możliwe, że...że wolę chłopców? Bo wiesz...nigdy jakoś nie pociągały mnie dziewczyny - zakończyłem, czekając na jakikolwiek odzew.

Lokaj spojrzał na mnie lekko zdziwiony, ale po chwili się zreflektował.

- Cóż...bardzo możliwe - podrapał się po brodzie, układając w myślach dalszą część wypowiedzi - Moim zdaniem każda miłość jest piękna - spojrzałem na niego, nie bardzo rozumiejąc przekazu - Chodzi mi o to, że miłość jest piękna i nie zależy od płci.

- Ale...nie mam co do tego pewności - stwierdziłem.

- W takim razie mam pomysł - jego uśmiech poszerzył się - Może zechciałbyś to sprawdzić?

- S-Sprawdzić? Ale...jak?

- Wiesz...jestem twoim osobistym lokajem, ale także i mężczyzną, więc? - poruszył zabawnie brwiami.

- Dobrze, tylko powiedz mi...powiedz, co mam zrobić?

- Zamknij oczy na chwilę - polecił.

Przymknąłem powieki, czekając na, w zasadzie sam nie wiedziałem, na co. Nagle wyczułem jakiś ruch w pobliżu mojej twarzy, a po chwili usta Shiroyamy tuż przy moich. Nieświadomie uchyliłem wargi, co widocznie zachęciło bruneta do dalszych poczynań, gdyż wsunął w nie swój język, zaczynając zwiedzanie. Zszokowany, zadrżałem na tą, bądź, co bądź, przyjemną pieszczotę. Zacząłem nieśmiało odwzajemniać pocałunek, dołączając się do zabawy.

- Paniczu, wystarczy - oderwał się nagle ode mnie - I jak było? – moją odpowiedzią był tylko błogi uśmiech i lekki pomruk zadowolenia.

- P-Paniczu? - poczułem, jak Yuu mną potrząsa.

- Ee? – nie było mnie nawet stać na jakąkolwiek sensowną odpowiedź – Aoi, ja naprawdę wolę chłopców - stwierdziłem, pewny swego.

- W-Wybacz, ale muszę się zając obowiązkami - i tyle go widziałem [...]

***

[Aoi]

Przebierałem pościel w pokoju szatyna. Gdy już kończyłem wykonywać tę czynność, usłyszałem kroki.

- Wróciłeś, Paniczu? Właśnie przebrałem twoją pościel, bo ostatnio wylałeś czekoladę, prawda? Jak było na spotkaniu z przyjaciółmi? - sypnąłem pytaniami, niczym wystrzał z karabinu maszynowego.

- Yuu... - zwrócił się do mnie po imieniu, po raz pierwszy od wielu lat.

- Tak? – zdziwiony, odwróciłem się do chłopaka i doznałem szoku, czując od razu te delikatne i słodkie usta na swoich.

Po chwili Panicz pogłębił pocałunek. W porę zdołałam się opamiętać i oderwać go od siebie.

- My nie powinniśmy... - uciął mi, popychając mnie na łóżko.

- Zamknij się już!! - syknął, siadając na mnie okrakiem, rozpinając mi przy tym kamizelkę i koszulę.

Nie mogłem mu się sprzeciwić. Nagle poczułem dotyk na nodze. Dłoń powędrowała wyżej, muskając moje udo subtelnie. Zadrżałem, nie wiedząc, co wstąpiło w Kouyou, ale było tak miło, że nie opierałem się już dłużej i pozwoliłem mu na dalsze poczynania. Pocałowałem go brutalnie, jednocześnie z wyczuciem. Po chwili, czując w ustach znajomy smak, przerwałem pieszczotę.

- Ty piłeś?!

- No i co z tego? - o dziwo, zaśmiał się - Wiem już, dlaczego za każdym razem uciekasz ode mnie z głupią wymówką! - rzucił z błyskiem w oku - Teraz już na pewno nie zaprzestanę na samych pocałunkach - przybliżył się jeszcze bardziej i wyszeptał - Chcę, żebyś mnie wziął...weź mnie tak mocno, żebym zapamiętał to do końca życia - dokończył, liżąc lekko płatek mego ucha.

Spojrzałem w te, przepełnione pożądaniem, brązowe tęczówki i w jednej chwili podjąłem decyzję. Szatyn, wiedząc o tym, rozpiął moje spodnie, zsuwając je nieco, wraz z bokserkami i zaczął robić mi dobrze ustami. Stęknąłem, zaciskając dłonie na pościeli. Oddech przyspieszał z każdą sekundą, a zmysły szalały z podniecenia. Fakt, że robi to ukochana osoba pobudzał mnie jeszcze bardziej. Nim się obejrzałem, doszedłem w ustach Takashimy, krzycząc jego imię.
Chwilę leżałem myśląc nad tym, co właśnie zaszło. Podniosłem się, patrząc na chłopaka zamglonym wzrokiem.

-D-Dlaczego? Paniczu?

Odpowiedzi nie uzyskałem i zaraz ujrzałem śpiącą twarz Kou. Nie mogłem uwierzyć, że tak po prostu zasnął. Zaśmiałem się i przytulając szatyna, gdyż przylegał do mnie ciasno, nakryłem nas obu kołdrą.

- Kocham cię, Kouyou...dobranoc - wyszeptałem, powoli oddając się w objęcia Morfeusza [...]

***

Witam na moim Gazettowym blogu!!

Powyższy tekst napisany został na podstawie jednego, opublikowanego kiedyś gdzieś, opowiadania. Co prawda, zmieniłam całkowicie bohaterów i rozbudowałam bardziej fabułę, jednak mam nadzieję, że oryginalny autor pomysłu się nie obrazi.

Przewiduję jeszcze trzy części do tej historii, więc cierpliwie czekajcie na ciąg dalszy.

To chyba tyle słowami wstępu, więc do zobaczenia :*